czwartek, 28 lutego 2019







Zobacz obraz źródłowy








„Przepis na pączki tradycyjne z konfiturą”



Zbliża się TŁUSTY CZWARTEK, więc może ktoś   skorzysta  ze sprawdzonego przepisu na pączki…



Składniki:



- 1 kg mąki

- 3 opakowania drożdży suchych

- 130g cukru

- ½ l mleka

- 6 żółtek

- 1 jajko

- 100g masła

- 1 opakowanie cukru waniliowego

- 40 ml spirytusu

- ½ łyżeczki soli



Dodatkowo:



- kandyzowana skórka pomarańczowa

- konfitura

- 1 szklanka cukru pudru

- olej



Przygotowanie:



1.Mąkę wymieszaj z drożdżami. Dodaj mleko, cukier, jajko, żółtka, spirytus, cukier waniliowy i sól. Ciasto wyrabiaj przez 3 minuty. Dodaj roztopione i ostudzone masło i wyrabiaj jeszcze 5 minut. Odstaw ciasto w ciepłe miejsce do podwojenia objętości na około 1,5 godz.

2.Ciasto podziel na 40 kawałków. Każdy rozpłaszcz na dłoni i nałóż łyżeczkę konfitury. Sklej ciasto i uformuj kulkę. Pączki przykryj i pozostaw do podwojenia objętości.

3.Usmaż pączki na rozgrzanym oleju.

4.Do cukru pudru dodaj 3-4 łyżki gorącej wody, wymieszaj. Powstałym lukrem posmaruj pączki i posyp je skórką pomarańczową.





                                                                                                                                SMACZNEGO!!!    😉😉



                                                                                                                     Nikola Lędzińska Kl. V c

piątek, 15 lutego 2019

Dzieci piszą

Dzieci piszą 


„ Wyprawa do krainy Yeti”Znalezione obrazy dla zapytania Yeti


Cześć nazywam się Oliwia i opowiem wam o moje przygodzie, którą przeżyłam się w te ferie zimowe.
Te ferie spędziłam w górach z moją niewielką rodzina składającą się z mamy, taty, starszej siostry Zuzi i oczywiście ze mnie. Tego dnia kiedy jechaliśmy w góry temperatura sięgała do -8 stopni i mocno sypał śnieg. Na szczęście wyjazd był nadal aktualny. Jechaliśmy tam na tydzień więc mieliśmy dużo rzeczy do zabrania. Tata zapakował nasze walizki i moje saneczki do bagażnika a na dach narty mamy, Zuzi i swoje. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy.
Przez śnieg droga była ledwo widzialna. Kiedy dojeżdżaliśmy bliżej gór śnieg tylko prószył. Wjechaliśmy do jakiegoś górskiego miasteczka. W tym miasteczku było bardzo dużo śniegu. Widziałam kilka rodziców, którzy ciągnęli dzieci na saneczkach.
- Tato, kiedy dojedziemy na miejsce? - spytałam
- Jeszcze 30 minut i będziemy na miejscu – odpowiedział tata
Po 30 minutach dojechaliśmy na miejsce. Tata zakrył samochód folią i zaniósł nasze walizki do naszego pokoju. Mieliśmy bardzo ładny pokój. Po oględzinach zeszliśmy do jadalni na kolację, bo była już godzina 19: 30 i było ciemno. Po kolacji poszliśmy spać.
Następnego dnia obudziła mnie Zuzia. Była godzina 08:00.
- Czemu tak wcześnie? - spytałam Zuzię.
- Dalej, rusz się idziemy na śniadanie - powiedziała Zuzia.
Tata znalazł w Internecie bardzo fajny stok saneczkowy a obok stok narciarski. Idealnie, wszystkim pasowało. Najbardziej pasowało mamie bo mogła mieć na mnie oko. Po śniadaniu wybraliśmy się na ten stok. Poszliśmy na pieszo, bo stok był bardzo blisko naszego hotelu. Mama, tata i Zuzia założyli narty i kaski i byli gotowi do zjazdu. Ja mogłam zjeżdżać na saneczkach a oni na nartach.
- Możesz zjeżdżać na saneczkach ale nie wychodź poza teren stoku saneczkowego. Będziemy tu cały dzień. Pamiętaj, że w plecaku masz kanapki. Bo dzisiaj nie będziemy jeść obiadu. – powiedziała mama.
Chwyciłam sznurek od saneczek i pobiegłam na niewielką górkę. Odwróciłam się i widziałam mamę jak wjeżdża wyciągiem. Na stoku było dużo dzieci zjeżdżających na różnych rodzajach saneczek. Wsiadłam na moje saneczki i zjechałam z górki. Zjechałam z niej z 20 razy i w końcu mi się znudziła. Za płotem zobaczyłam o wiele większą górkę. Chwyciłam sznurek od saneczek i już chciałam tam iść, ale przypomniało mi się to co mówiła mama. Ale mówiła też ze „będziemy tu cały dzień”. Przecież przez cały dzień znudziła by mi się ta mała górka. Zjadę tylko raz i od razu wrócę. Podążałam w kierunku dużej górki. Kiedy dotarłam od razu wsiadłam na saneczki i mocno się odepchnęłam. Jechałam tak szybko, że nie mogłam wyhamować. Wjechałam w wielką zaspę śniegu. Nie, ona była ogromna. Poczułam się jakbym się przeniosła do innej krainy. Nie. Pomyślałam. To niemożliwe. Przecież tu też jest dużo śniegu. Wstałam i otrzepałam się ze śniegu.
- Nieważne. Muszę wracać - pomyślałam
Chwyciłam swoje saneczki. Szłam przed siebie. Szłam przez gęsty las, mijałam różne jaskinie. Minęłam niewielki staw. Było bardzo zimno więc był na nim lód. Powoli weszłam na niego. Było widać na nim pęknięcia. Lód był bardzo gruby. Miał z 20 cm grubości. Zaczęłam się na nim ślizgać. Poszłam dalej. Po jakimś czasie  usiadłam na pieniek i zjadłam kanapkę, którą zrobiła mi mama. Zapięłam plecak i… Zobaczyłam jakieś wielkie ślady. Poszłam z nimi. Zboczyłam z drogi i poszłam w zupełnie inną stronę. Zaczął padać śnieg. W oddali zobaczyłam zauważyłam igloo. Pomyślałam, że mieszkają tam pingwiny. Ja bardzo lubię pingwiny. Powoli weszłam do środka. W środku wszystko było zrobione z lodu. Weszłam do lodowego salonu, a na kanapie siedział Yeti. Ja się wystraszyłam jego a on mnie. Z wrzaskiem wybiegłam z igloo i trzasnęłam drzwiami. Nagle wszystko ucichło. Powoli otworzyłam drzwi i weszłam do igloo. Yeti siedział skulony pod stołem. Wydawał z siebie ciągle to samo słowo „ Iko”. Nie wiedziałam co to znaczy. Powoli podeszłam do niego..
-Co to znaczy „Iko”– spytałam
Yeti wskazał na siebie.
-Iko to twoje imię?
Yeti pokiwał twierdząco głową. Podaliśmy sobie dłonie.
- Cześć Iko, jestem Oliwia – przedstawiłam się
. Zauważyłam, że Iko ma coś na ręce.
- Iko co masz na ręce -  spytałam
 Iko powiedział, że kiedyś dostał od mamy i że jest to jego jedyna pamiątka rodzinna.
Iko pokazał mi całe swoje igloo. Usiedliśmy na kanapie a Iko zaczął grać na flecie. Kazał mi  zamknąć oczy .Zrobiłam to. Nagle przenieśliśmy się w inne miejsce. Znaleźliśmy się  na szczycie góry.
-Łał  Iko, twój flet jest magiczny! –krzyknęłam 
Yeti ponownie zagrał na flecie i przeniósł nas jakieś do wioski. Była to wioska innych Yeti. Było ich mnóstwo. Każda rodzinka miała swoje igloo. Wszystkie stworki zbiegły się wokół mnie. Pytały Iko kto jest i jak się tu dostałam. Odpowiedział im „Nie wiadomo w jaki sposób dostałam się do ich krainy Yeti. Ale mogą być spokojni bo nic im nie zrobię i  że nie stanowię zagrożenia. Yeti chwyciły mnie i zaczęły mną podrzucać. Iko oprowadził mnie po całej wiosce. Potem poznałam wszystkie imiona znajomych Iko. Niestety zapamiętałam tylko trzy. Yeti znowu zagrał na swoim flecie i znaleźliśmy się na zamarzniętym jeziorze, a na nogach mieliśmy łyżwy.
-Iko, to co robisz jest niesamowite – powiedziałam
Iko bardzo dobrze  jeździ na łyżwach. Podskakuje, robi piruety, jeździ tyłem. Iko bardzo często używa swojego fletu. Więc użył go ponownie i przenieśliśmy się na górkę saneczkową. Obok pojawiły się moje saneczki. Zjeżdżaliśmy ok. 2 godz. Zrobiliśmy bitwę na śnieżki. Iko zaczął jodłować i rozgłośnia się cała wioska. To brzmiało bardzo ładnie. Potem wróciliśmy do igloo Iko. Usłyszałam, że w moim plecaku dzwoni telefon. Dzwoniła mama. Powiedziała, że mam już wracać. Iko ściągnął z ręki sznurek na, który wisiała śnieżynka. Przełamał ją na dwie pasujące do siebie części i delikatnie w drugiej części zrobił dziurkę i przełożył przez nią sznurek. Podszedł do mnie i przewiązał mi sznurek wokół szyi.
- Noś drugą połówkę, a kiedy spojrzysz na nią od razu przypomni Ci się Kraina Yeti – powiedział Iko.
- Obiecuję Iko. Będę ją nosić – przysięgłam Iko
Podbiegłam do Iko mocno się w niego przytuliłam. Założyłam plecak i chwyciłam moje saneczki. Iko podszedł do mnie, zagrał na flecie i przenieśliśmy się do tego miejsca którędy trafiłam do Krainy Yeti.
-Nigdy Cię nie zapomnę – powiedziałam
Podeszłam do Iko i ostatni raz przytuliłam się do niego przytuliłam. Chwyciłam sznurek od saneczek pomachałam do Yeti i weszłam w gęste krzaki. Wyszłam z krzaków na stok saneczkowy. Mama, tata i Zuzia ściągali narty na ławce. Kiedy wszyscy byli gotowi wróciliśmy do hotelu. Resztę dni spędziliśmy w budynku bo bardzo mocno padał śnieg i mocno wiało więc tata stwierdził, że bezpieczniej będzie w hotelu.
Tego dnia, którego poznałam Iko nie zapomnę do końca życia. A naszyjnik od Iko jest nadal na mojej szyi. Opowiedziałam historie rodzinie,  nikt mi nie chciał wierzyć. W sumie to nawet lepiej. Ale myślę, że Wy mi wierzycie. 
Oliwia Rydzanicz

Świąteczne spotkanie

  Święta Bożego Narodzenia to najbardziej wyjątkowy czas w naszej tradycji. Święta, na które wszyscy czekamy z utęsknieniem i ...