Dzieci piszą
„
Wyprawa do krainy Yeti”
Cześć nazywam się Oliwia i opowiem
wam o moje przygodzie, którą przeżyłam się w te ferie zimowe.
Te ferie spędziłam w górach z
moją niewielką rodzina składającą się z mamy, taty, starszej siostry Zuzi i
oczywiście ze mnie. Tego dnia kiedy jechaliśmy w góry temperatura sięgała do -8
stopni i mocno sypał śnieg. Na szczęście wyjazd był nadal aktualny. Jechaliśmy
tam na tydzień więc mieliśmy dużo rzeczy do zabrania. Tata zapakował nasze
walizki i moje saneczki do bagażnika a na dach narty mamy, Zuzi i swoje.
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy.
Przez śnieg droga była ledwo
widzialna. Kiedy dojeżdżaliśmy bliżej gór śnieg tylko prószył. Wjechaliśmy do
jakiegoś górskiego miasteczka. W tym miasteczku było bardzo dużo śniegu.
Widziałam kilka rodziców, którzy ciągnęli dzieci na saneczkach.
- Tato, kiedy dojedziemy na
miejsce? - spytałam
- Jeszcze 30 minut i będziemy na
miejscu – odpowiedział tata
Po 30 minutach dojechaliśmy na miejsce.
Tata zakrył samochód folią i zaniósł nasze walizki do naszego pokoju. Mieliśmy
bardzo ładny pokój. Po oględzinach zeszliśmy do jadalni na kolację, bo była już
godzina 19: 30 i było ciemno. Po kolacji poszliśmy spać.
Następnego dnia obudziła mnie
Zuzia. Była godzina 08:00.
- Czemu tak wcześnie? - spytałam
Zuzię.
- Dalej, rusz się idziemy na śniadanie
- powiedziała Zuzia.
Tata znalazł w Internecie bardzo fajny
stok saneczkowy a obok stok narciarski. Idealnie, wszystkim pasowało. Najbardziej
pasowało mamie bo mogła mieć na mnie oko. Po śniadaniu wybraliśmy się na ten
stok. Poszliśmy na pieszo, bo stok był bardzo blisko naszego hotelu. Mama, tata
i Zuzia założyli narty i kaski i byli gotowi do zjazdu. Ja mogłam zjeżdżać na
saneczkach a oni na nartach.
- Możesz zjeżdżać na saneczkach
ale nie wychodź poza teren stoku saneczkowego. Będziemy tu cały dzień.
Pamiętaj, że w plecaku masz kanapki. Bo dzisiaj nie będziemy jeść obiadu. –
powiedziała mama.
Chwyciłam sznurek od saneczek i
pobiegłam na niewielką górkę. Odwróciłam się i widziałam mamę jak wjeżdża
wyciągiem. Na stoku było dużo dzieci zjeżdżających na różnych rodzajach
saneczek. Wsiadłam na moje saneczki i zjechałam z górki. Zjechałam z niej z 20
razy i w końcu mi się znudziła. Za płotem zobaczyłam o wiele większą górkę.
Chwyciłam sznurek od saneczek i już chciałam tam iść, ale przypomniało mi się
to co mówiła mama. Ale mówiła też ze „będziemy tu cały dzień”. Przecież przez
cały dzień znudziła by mi się ta mała górka. Zjadę tylko raz i od razu wrócę.
Podążałam w kierunku dużej górki. Kiedy dotarłam od razu wsiadłam na saneczki i
mocno się odepchnęłam. Jechałam tak szybko, że nie mogłam wyhamować. Wjechałam
w wielką zaspę śniegu. Nie, ona była ogromna. Poczułam się jakbym się
przeniosła do innej krainy. Nie. Pomyślałam. To niemożliwe. Przecież tu też
jest dużo śniegu. Wstałam i otrzepałam się ze śniegu.
- Nieważne. Muszę wracać - pomyślałam
Chwyciłam swoje saneczki. Szłam
przed siebie. Szłam przez gęsty las, mijałam różne jaskinie. Minęłam niewielki
staw. Było bardzo zimno więc był na nim lód. Powoli weszłam na niego. Było
widać na nim pęknięcia. Lód był bardzo gruby. Miał z 20 cm grubości. Zaczęłam się
na nim ślizgać. Poszłam dalej. Po jakimś czasie
usiadłam na pieniek i zjadłam kanapkę, którą zrobiła mi mama. Zapięłam
plecak i… Zobaczyłam jakieś wielkie ślady. Poszłam z nimi. Zboczyłam z drogi i
poszłam w zupełnie inną stronę. Zaczął padać śnieg. W oddali zobaczyłam
zauważyłam igloo. Pomyślałam, że mieszkają tam pingwiny. Ja bardzo lubię
pingwiny. Powoli weszłam do środka. W środku wszystko było zrobione z lodu. Weszłam
do lodowego salonu, a na kanapie siedział Yeti. Ja się wystraszyłam jego a on mnie.
Z wrzaskiem wybiegłam z igloo i trzasnęłam drzwiami. Nagle wszystko ucichło.
Powoli otworzyłam drzwi i weszłam do igloo. Yeti siedział skulony pod stołem.
Wydawał z siebie ciągle to samo słowo „ Iko”. Nie wiedziałam co to znaczy.
Powoli podeszłam do niego..
-Co to znaczy „Iko”– spytałam
Yeti wskazał na siebie.
-Iko to twoje imię?
Yeti pokiwał twierdząco głową.
Podaliśmy sobie dłonie.
- Cześć Iko, jestem Oliwia –
przedstawiłam się
. Zauważyłam, że Iko ma coś na
ręce.
- Iko co masz na ręce - spytałam
Iko powiedział, że kiedyś dostał od mamy i że
jest to jego jedyna pamiątka rodzinna.
Iko pokazał mi całe swoje igloo.
Usiedliśmy na kanapie a Iko zaczął grać na flecie. Kazał mi zamknąć oczy .Zrobiłam to. Nagle
przenieśliśmy się w inne miejsce. Znaleźliśmy się na szczycie góry.
-Łał Iko, twój flet jest magiczny!
–krzyknęłam
Yeti ponownie zagrał na flecie i
przeniósł nas jakieś do wioski. Była to wioska innych Yeti. Było ich mnóstwo.
Każda rodzinka miała swoje igloo. Wszystkie stworki zbiegły się wokół mnie.
Pytały Iko kto jest i jak się tu dostałam. Odpowiedział im „Nie wiadomo w jaki
sposób dostałam się do ich krainy Yeti. Ale mogą być spokojni bo nic im nie
zrobię i że nie stanowię zagrożenia. Yeti
chwyciły mnie i zaczęły mną podrzucać. Iko oprowadził mnie po całej wiosce.
Potem poznałam wszystkie imiona znajomych Iko. Niestety zapamiętałam tylko
trzy. Yeti znowu zagrał na swoim flecie i znaleźliśmy się na zamarzniętym
jeziorze, a na nogach mieliśmy łyżwy.
-Iko, to co robisz jest
niesamowite – powiedziałam
Iko bardzo dobrze jeździ na łyżwach. Podskakuje, robi piruety,
jeździ tyłem. Iko bardzo często używa swojego fletu. Więc użył go ponownie i
przenieśliśmy się na górkę saneczkową. Obok pojawiły się moje saneczki. Zjeżdżaliśmy
ok. 2 godz. Zrobiliśmy bitwę na śnieżki. Iko zaczął jodłować i rozgłośnia się
cała wioska. To brzmiało bardzo ładnie. Potem wróciliśmy do igloo Iko. Usłyszałam,
że w moim plecaku dzwoni telefon. Dzwoniła mama. Powiedziała, że mam już wracać.
Iko ściągnął z ręki sznurek na, który wisiała śnieżynka. Przełamał ją na dwie
pasujące do siebie części i delikatnie w drugiej części zrobił dziurkę i
przełożył przez nią sznurek. Podszedł do mnie i przewiązał mi sznurek wokół
szyi.
- Noś drugą połówkę, a kiedy
spojrzysz na nią od razu przypomni Ci się Kraina Yeti – powiedział Iko.
- Obiecuję Iko. Będę ją nosić –
przysięgłam Iko
Podbiegłam do Iko mocno się w
niego przytuliłam. Założyłam plecak i chwyciłam moje saneczki. Iko podszedł do
mnie, zagrał na flecie i przenieśliśmy się do tego miejsca którędy trafiłam do
Krainy Yeti.
-Nigdy Cię nie zapomnę –
powiedziałam
Podeszłam do Iko i ostatni raz
przytuliłam się do niego przytuliłam. Chwyciłam sznurek od saneczek pomachałam
do Yeti i weszłam w gęste krzaki. Wyszłam z krzaków na stok saneczkowy. Mama,
tata i Zuzia ściągali narty na ławce. Kiedy wszyscy byli gotowi wróciliśmy do
hotelu. Resztę dni spędziliśmy w budynku bo bardzo mocno padał śnieg i mocno
wiało więc tata stwierdził, że bezpieczniej będzie w hotelu.
Tego dnia, którego poznałam Iko
nie zapomnę do końca życia. A naszyjnik od Iko jest nadal na mojej szyi.
Opowiedziałam historie rodzinie, nikt mi
nie chciał wierzyć. W sumie to nawet lepiej. Ale myślę, że Wy mi wierzycie.
Oliwia Rydzanicz